#L'BIOTICA , BIOVAX GLAMOUR COFFEE - PIERWSZE SPOTKANIE Z PEELINGIEM DO WŁOSÓW.

#L'BIOTICA , BIOVAX GLAMOUR COFFEE - PIERWSZE SPOTKANIE Z PEELINGIEM DO WŁOSÓW.




Przyznam się bez bicia, już na wstępie, że ten post zabrał mi trochę czasu i miał się pojawić wcześniej jednak inne rzeczy pokrzyżowały mi plany. Aczkolwiek zamierzam jeszcze w tym miesiącu zając się włosową aktualizacją , oraz odszukać gdzieś w moich zapiskach - babciny przepis na maskę z siemienia, która już kiedyś zdobyła serca wielu z Was - co było dla mnie niezwykle miłe. 
Ah no i jeszcze zbieram się z listą ulubieńców kosmetycznych, nie tylko włosowych.Także stay tuned i zapraszam na instagram bloga @haiirmania.
Ale tyle wstępu ponieważ czas przejść do rzeczy.


Biovax® Coffee łączy w sobie ekstrakt z szlachetnej kawy robusta i luksusowe proteiny kaszmiru, które współgrają ze sobą, tworząc wyrafinowaną pielęgnację dla włosów potrzebujących wzmocnienia, zwiększenia objętości i ochrony przed nadmiernym wypadaniem.




I dla mnie to było świetne, bo robusta to silna kawa więc byłam pewna, że na pewno czegoś od tych kosmetyków mogę oczekiwać.
Kaszmir tylko spotęgował to jak bardzo byłam ciekawa ich efektów na dłuższą metę. I dziś, gdy już ich jakiś czas używam mogę śmiało stwierdzić, że w moim przypadku peeling od razu poprawił jakość moich włosów i to dośc zauważalnie. 
Nie jestem zdziwiona, patrząc na to, że już jakiś czas używam masek wspomnianych w ostatnim poście, co jednak trochę wpływa na skalp.



W peelingu możemy wyraźnie wyczuć intensywny zapach kawy jak i chyba jej drobinki? Nie jestem pewna, bo mają śmieszny kształt. Na opakowaniu radzą by w razie potrzeby spłukać dwa razy, ja za pierwszym razem spłukałam raz, oraz włosy umyłam od razu szamponem z serii Biovax Coffee. Wszystko poszło sprawnie, ale później wyczułam resztki peelingu na skalpie i stwierdziłam, że zobaczę jak będzie po wyczesaniu ich na sucho. 





Zrobiłam to i generalnie żadnego problemu nie było, ale od następnych razów zaczęłam spłukiwać podwójnie myjąc włosy z reguły szamponem z tej samej serii i odpowiednio innym - w zależności od potrzeby.

Trudno mi wciąż stwierdzić jak w kwestii wypadania włosów sprawdza się cała seria, ale myślę że jest potencjał, zwłaszcza iż mają dodatkowo wpływać na porost nowych włosów!
Peeling jednak zdecydowanie u mnie plusuje, bo działa jak powinien a także poprawił ich miękkość.

Jak to ktoś mi powiedział "mam włosy jak lalka". Miękkie i aksamitne w dotyku. Ale oczywiście, gdy wiatr nie zmierzwi moich podatnych na
zmiany włosów.







Krótko na koniec; złapałam w korzystnej promocji produkty, które idealnie uzupełniają moją pielęgnację włosową.
#SŁOWEM O GARNIER FRUCTIS - HAIR FOOD

#SŁOWEM O GARNIER FRUCTIS - HAIR FOOD


Witam wszystkich cieplutko i tak jak w ostatnim poście napisałam, tak słowa dotrzymać zamierzam i wspomnę w tym poście co nieco o tej serii. Zachęcająca swoją naturalnością jedna z linii kosmetyków Garniera jest już chwilę na rynku, jednak ja nie miałam możliwości o niej napisać, gdyż wtedy miałam przerwę od blogosfery a także nie byłam względnie zainteresowana nią, czy też dbaniem o włosy. Miałam krótki reset, ponieważ w wielkim skrócie poddałam się próbowaniu by ogarnąć moje włosy, nie mając również na to większej ochoty.


Kilka miesięcy temu skuszona ofertami cenowymi jak i najzwyklej po prostu zaciekawiona tą linią zdecydowałam się na mały zakup. I tak oto w moje ręce wpadła maska Hair Food - regenerująca włosy papaya. Bez bicia przyznaje się, że nie jestem specjalistką w składach więc na pewno nie powiem co ona posiada , a czego już nie. Poczytałam trochę i wiem, że znajdą się tam na pewno emolienty i inne produkty które mają uprzyjemnić, ułatwić stosowanie nam produktu. Nawet na etykiecie jest łatwo dostepny skład po krótce przedstawiony zwykłemu laikowi który wręcz kusi w 98% naturalnym składem. 

Główne składniki roślinne? 

  • papaya, 
  • amia 
  • soja 
  • i kokos. 


I ta papaya jest pierwszym co czujemy po otworzeniu wieczka. Dla niektórych może być on przyjemny, dla niektórych nie.  A zapach ten zostaje z nami na długo po zastosowaniu maski. Jestem absolutną fanką tej maski która zrobiła wiele dobrego dla moich włosów, tak że nawet z czystej ciekawości pokusiłam się o wypróbowaniu jej w pozostałych dwóch zastosowaniach; jako odzywka lub szybka regeneracja bez spłukiwania w ciągu dnia.



Jakiś czas potem dorwałam kolejne dwie maski z tej serii oraz odżywkę. Niestety jako, że miałam trudny wybór z tym co będzie dla mnie odpowiednie, nie dobrałam serii kosmetyków. Posiadałam maski regenerująca z papayą, nawilżająca z goyi oraz odżywczą z bananem ( której zapachu fanką niestety nie była moja rodzicielka.) A odżywkę dorwałam z makadamii, w planach była również taka maska zamiast bananowej jednak wtedy ich już po prostu nie było.  Co wnoszą składy masek ze składników naturalnych? W bananowej jest ich ciut więcej a tam mamy 


  • cudowne masło shea
  • oliwę z oliwek banana 
  • nasiona słonecznika
  • kokos
  • awokado
  • rozmaryn
  • i również soję.



Powiem szczerze, że ten skład ( a raczej jego część ) naprawdę zrobiła dobrze dla moich włosów. Ta seria w ogóle jest wybitnie dobra dla nich, chociaż papaya wydawała mi się ciut ciężka, gdy próbowałam jej jako stricte odżywka bez spłukiwania. Maska z goji która ma naszym włosom nadawać blask nie tylko pięknie pachnie, ale też spełnia swoją funkcję. Nie byłam przekonana, do tego jak to może zadziałać ale jednak...jednak nie mam obiekcji.


Jako widoczna fanka tej serii kilka dni temu dorwałam szampon regenerujący oraz w końcu maskę z orzechami makadamii.  Nie będe się już skupiać na składzie odzywki i szamponu, gdyż w większości elementy naturalne są takie same , minus jeden lub dwa z tych pomniejszych. 

Natomiast została mi do opisania maska nawilżająca. 






Co oferuje jej skład?

  • orzechy macadamia
  • soja
  • nasiona słonecznika
  • jojoba
  • migdały
  • kokos
Nie będę się jeszcze wypowiadać na jej temat,  bo nie mogę. Nawet nie otworzyłam wieczka, więc nic takiego nie powiem. Jednak odżywka z orzechami macadamii - zdecydowanie uprościła mi życie, powodując ułatwienie czynności rozczesywania moich włosów.

Ogółem mówiąc; każdy z produktów wniósł coś dobrego dla moich włosów i mimo, że nie są jakieś mega wybitne to dla mnie są to już jedne z moich ulubionych serii. Myślę, że jeżeli zajdzie potrzeba dla mnie i dla moich włosów to skłonna jestem na bliższe spotkanie z nowszą częścią tej lini - aloesową która kusi głębokim nawilżeniem. Myślę, że ich cena jest całkiem przystepna, a na promocjach naprawde można je zdobyć za bezcen.



Ogólna ocena 8,5 /10


Czy mogę serię polecić tym którzy  jeszcze jej nie stosowali? 
Zdecydowanie, zostaje tylko kwestia odnalezienia dla siebie odpowiednich kosmetyków z tej serii, takich które sprostają naszym włosom : )





BATH BOMBS

BATH BOMBS

Kule do kąpieli są ostatnimi czasy bardzo popularne, skala ich zasięgu jest bardzo duża a ludzie, zwłaszcza kobiety dość często posiadają w swoich domach parę takich bomb, które są idealnym dodatkiem do relaksującej kąpieli. Można je spotkać w różnych cenach, rozmiarach a nawet kształtach bo teraz nie koniecznie się trzymamy typowego kształtu kuli aczkolwiek nazwa pozostaje ta sama-bath bomb-czyli dosłownie mówiąc; bomba kąpielowa.

cr.AprilAthena7
Ale dlaczego bomba kąpielowa? Dlaczego tak brzmi jej oryginalna nazwa? Ponieważ taka kula w zetknięciu z wodą czy inną cieczą zaczyna się rozsypywać na pomniejsze kawałki, musując przy tym i dając nam efekt pseudo wybuchu.

Takie kule są w przeróżnych cenach, bo można je znaleźć w cenie od około 3zł za sztukę, a najdroższe sięgają nawet 70zł. Za sztukę. To czy wybierzemy kule tańsze, pakowane po kilka czy jedną ale droższą zależy już od nas. Te droższe z reguły mają więcej 'efektów'. Najbardziej popularne produkuje lush i to właśnie tej firmy bath bombs sięgają cenami najwyżej. Jednak to jak wygląda taka kula po zetknięciu z wodą jest naprawdę cudowne, ponieważ możemy zobaczyć przeróżne efekty takie jak galaktyka czy nocne niebo.

Sama bym bardzo chciała mieć styczność z takową rzeczą aczkolwiek w mojej danej sytuacji nie mogę sobie pozwalać na tak kosztowne przyjemności, więc trzymam się tych tańszych jednak nie tak złych opcji. Wiadomo, efekt bywa niezadowalający gdy widzi się co się tworzy po wrzuceniu ów kuli do wanny pełnej wody. Mimo to ich wartości pielęgnacyjne są równie dobre co tych droższych. Na początek przychodzę z moimi własnymi odczuciami odnośnie kuli do kąpieli dwóch różnych firm, takiej typowej kosmetycznej oraz jednej z tych 'mydlarnianych', a dodatkowo mam bardzo fajny przepis na kule do kąpieli, który prezentuje nam youtuberka pod pseudonim AprilAthena.

DIY PRZEPIS NA BATH BOMB

  • Forma na kule do kąpieli
  • 1/2 kubka sody do pieczenia
  • 1/4 kubka kwasu cytrynowego
  • 1/4 kubka skrobii kukurydzianej
  • 1/2 kubka soli epsom (najlepiej użyć drobnoziarnistej gdyż ta pasuje idealnie do bath bombs)
  • 1 łyżeczka do 1 łyżki stołowej wody, po prostu ilość wystarczająca by to wszystko trzymało się razem.
  • 2 łyżki stołowe olejku z witaminą E
  • 3+ krople barwnika spożywczego
  • 3+ krople olejku zapachowego
  • Mieszadełko
  • Duża miska
  • Kubek do mierzenia
  • Łyżki do mierzenia


Jeżeli na dnie chcemy mieć na przykład płatki róż wystarczy tylko przy robieniu dodać ich trochę na dno, a olejek zapachowy najlepiej aby zgrywał się kolorystycznie z dodatkami bo wtedy mamy ciekawszy efekt. W zależności od upragnionego efektu wystarczy tylko zmienić kolor barwnika spożywczego, zapach olejków czy też dodatków. Formę na bath bombs tak zwane można nabyć online w cenie 4-6zł.

A teraz po krótce moje wrażenia odnośnie kuli do kąpieli firmy Delia ich linii Dairy Fun, tutaj w cenie 10zł możemy nabyć trzy kule do kąpieli. Ja wybrałam takie które miały zapach brzoskwiniowy, mango i jagodowy. Co mogę powiedzieć? Tak jak byłam przekonana, że kolejne będą mieć silniejsze kolory, silniejsze działanie tak srogo się pomyliłam. Jagodowa bath bomb w które pokładałam największe nadzieje okazała się być beznadziejna i jedyne co zyskałam to tylko ładny zapach. Brzoskwiniowa zaś która nie zapewniała nam atrakcyjnej barwy wody miała najlepsze działanie i najprzyjemniejszy zapach. To właśnie po tej kuli moja skóra była najlepiej nawilżona, miękka no i co powtórzę po raz kolejny-cudownie pachniała.


cr:AprilAthena7
Nie byłam pewna zaś jakie działanie da mi ta z Mydlarni u Franciszka, którą nabyłam w Krakowskiej Galerii, ale szybko się przekonałam. Nie była jakaś super nadzwyczajna jeżeli chodzi o działanie nawilżajace etc, ale to właśnie ta wypadła najlepiej. Ta okazała się przypominać 'bombę' najbardziej a jej kolory były...no cóż.Były po prostu. Jako, że to była kula o zapachu trawy cytrynowej z kawałkami jej, nie mogę narzekać na to, że nie wpasowała się w opis.Może nie będzie to obiektywne ale dla mnie jako fanki koloru zielonego właśnie ten kolor wody; zielony-okazał się czymś najlepszym.

Mojito.






Copyright © #body, mind & feelings , Blogger